i nastał wrzesień


Wrzesień rozpoczął się oczywiście od wesela, na początek Beni i Andrzeja. Bardzo fajne wesele, drugie na którym moja narzeczona mogła sobie pozwolić na spożycie alkoholu, co sprawiło że jeszcze intensywniej się bawiła, śpiewom i tańcom nie było końca. Dziwnym zbiegiem okoliczności Iza złapała welon... jeszcze dziwniejszym ja złapałem musznik - nie było wyjścia musieliśmy się w tym roku pobrać :P.
Sobotnie swawole skończyły się dla nieprzyzwyczajonego organizmu tak że od niedzieli do środy nie wydawał z siebie innego dźwięku jak szept (swoją drogą każda kobieta powinna być wyposażona w przycisk który wywołuje ten stan).
Dwa tygodnie później odbyło się kolejne wesele (później policzę które) Irka z Edytą, ślub w kościele który na samym początku był brany pod uwagę na nasze wesele ale niestety jest z drzewa a musiałby być z gumy. Trochę ślub przekształcił się w koncert ale cóż, wesele nie podobało sie nam specjalnie, o ile miejsca do tańczenie była wystarczająca ilość, to jedzenie było a) niedobre, b) zimne.
W ostatni weekend nie mieliśmy wolnego, impreza z okazji urodzin Maćka była tak zorganizowana byśmy mogli w niej uczestniczyć, co więcej odbywała się w tym samym kompleksie co nasze do końca już prawie zaplanowane wesele