Zakopane 2009


W tym roku sezon zimowy rozpoczynał się na raty, pierwszy raz w górach byłem wLanckoronie ale tam wyczynowo ;-) uprawiałem jogę a ta nie jest sportem zimowym tylko zdecydowanie całorocznym. Do Zakopanego nie mogłem pojechać razem ze wszystkimi gdyż musiałem troszkę popracować i zakupiłem sobie bilet na środę wieczór.
Już w pociągu pierwsze znaki pokazywały że lepiej nie jechać do Zakopca ;-) mianowicie rozwaliłem się w pierwszym wagonie pociągu (z racji gabarytów kupuje sobie 1 klasę :-)) i ułożyłem do snu, zanim jeszcze osiągnąłem fazę REM zbudziła mnie kontrola biletów i uświadomiła mnie ze co prawda klasa wagonu jest dobra ale… jadę do Krynicy Górskiej więc przeniosłem się 6 wagonów dalej i zająłem cały przedział . Mimo wczesnej pory (pociąg nie spóźnił się ani minuty) z dworca odebrał mnie Tomek więc szybko dotarłem do kwatery by zdrzemnąć się troszkę poczym udałem się na zakupy by uzupełnić garderobę o czapkę, rękawiczki i skarpety do butów zimowych.
Jakieś 4 godziny po przyjeździe na moich nogach pojawiły się narty (no dobra wcześniej buty narciarskie) i zaczęło się, jako że przyjechałem wyposażony w elektronikę utrwalającą rzeczywistość zarówno filmowo jak i zdjęciowo to tylko brakiem umiejętności operatora można wytłumaczyć że pierwszy upadek nie został dobrze zarejestrowany, z kolejnymi było już lepiej choć jakoś dużo ich nie było. Jednak najbardziej widowiskowego pokazu nie nagrano a słychać było w całym Zakopanym… nie udało mi się ładnie wykręcić za Tomkiem i ze stoku wyjechałem na skróty :P widząc że nie zdążę wyhamować podniosłem sobie siatkę odgradzającą stok od reszty i przejechałem pod nią wyginając się do tyłu :-) jednak nie ustałem tego i już po przejechaniu ogrodzenie zaliczyłem glebę… co robić. 
Generalnie pobyt w Zakopanym był bardzo udany, przeżyłem więc jest dobrze obolały byłem bardziej po jodze niż po nartach ale poniekąd po jodze byłem bardziej uodporniony na ból ;-). O ile wyjazd był udany to powrót to był koszmar, z Zakopanego do okolic Krakowa jechaliśmy ponad 4 godziny, miejsce gdzie mieliśmy zjeść (pod Częstochową „u Karola”) było już od 90 minut zamknięte, lokalizacja KFC w Częstochowie okazała się widmem (a jedną ominęliśmy) i generalnie przez całą podróż nie jedliśmy, co tam daliśmy radę :-). Po drodze spotkaliśmy dwie ciekawe rejestracje, jedna jest widoczna w całej okazałości a druga uwieczniona w ostatniej sekundzie świadczy że nie kłamie 
(dedykacja dla osoby która wie ze to dla niej :P) zdjęcia i film z wypadu są poniżej

 

 

Zakopane 2009 (pewnie część pierwsza)